Do Wisowatek w samym środku zimy przyleciał bocian. Jest mu bardzo ciężko zdobyć pożywienia, ale może liczyć na frykasy serwowane przez mieszkańców. Ludzie boją się tylko, że mrozów nie przetrwa i na pomoc wezwali strażaków. Ptak ani jednak myślał rezygnować z wolności i nie pozwolił się złapać.
Wezwanie o ratunek dla bociana z Borzęcina-Wisowatek brzmiało w pierwszej chwili jak żart, ale okazało się autentyczne. Alarm wszczęła Krystyna Kuliszewska, która już od stycznia obserwuje bociana siedzącego w gnieździe na dębie niedaleko domu.
- Przylatywał tutaj na noc, w ciągu dnia odlatywał w inne miejsce – relacjonuje kobieta.
Bociana dokarmia regularnie Wanda Świątek z drugiego końca przysiółka. – Pojawia się zawsze rano, przed godziną siódmą, siedzi już na słupie albo na dachu domu sąsiadów i czeka aż otworzę balkon – mówi. Jak tłumaczy, kupuje bocianowi wątróbkę albo serca drobiowe, którymi ten chętnie się zajada. Do picia dostaje wodę. Boćka pomagają dokarmiać również jej sąsiedzi.
W ciągu dnia ptak spaceruje po ogrodzie przy domu pani Wandy albo lokuje się na dachu. – Jest bardzo przyjazny, zdarzało się, że nawet podchodził pod samo okno od balkonu. Może jest oswojony? – zastanawia się kobieta.

Strażacy próbowali złapać boćka w specjalną siatkę i przewieźć go w bezpieczne miejsce. Akcję skomplikowały jednak gałęzie wrastające w gniazdo, bo ptak w czasie akcji spłoszył się. Pojawił się jednak znów wczoraj po południu.
- Mam nadzieję, że skoro przetrwał już prawie całą zimę, dotrwa z naszą pomocą wiosny – mówi z nadzieją Krystyna Kuliszewska.
W ostatnich dniach strażacy ratowali także stadko łabędzi na Jeziorze Czchowskim. Kiedy chwyciły mrozy, ptakom groziło przymarznięcie do lodu. Widok sunących po lodzie sań z druhami sprawił, że królewskie ptaki wzbiły się do lotu.

Paweł Michalczyk
Gazeta Krakowska (wtorek, 27.02.2018)

fot. Wanda Świątek